To, co z pewnoscia zwraca uwage w tym filmie, to koncentracja na glownym temacie filmu i nie pokazywanie wielu scen, ktore (choc nie istnieja na ekranie) maja zasadnicze znaczenie dla plot'u. Momentami mozna czuc sie zagubionym, ale rezyser ustami bohaterow szybko wyjasnia, w jakim momencie ich historii sie znajdujemy. Co wiecej, dzieki temu mamy okazje spojrzec na owe pominiete czesci historii z innej perspektywy - perspektywy skutkow, jakie przeszlosc (czasami bardzo bliska, bo jednodniowa, czy wrecz kilku godzinna) niesie dla terazniejszosci.
Film swietnie, naprawde swietnie pokazuje prawde o naszych zwiazkach. O naszym tchorzostwie, o wojnie, w jaka zamienia sie milosc. O tym, ze swiat nie jest oczywiscie czarno-bialy. Ze obok siebie moze istniec i zdrada i miloscia, ze ta ostatnia moze brac swoj poczatek z tej pierwszej. O tym, jak latwo jest sie w tym wszystkim zagubic. I w koncu o tym, gdzie w tym wszystkim jest sens. Jesli w ogole jest.
Ja jedynie moge dodac, ze film glosno "powiedzial" dokladnie to, co od kilku miesiecy, bez przybrania wyraznego ksztaltu slow, nie daje mi spokoju.
Nie trzeba sie zgadzac z rezyserem (czy tez moze autorem sztuki, na podstawie ktorej powstal ow film), ale na pewno film trzeba zobaczyc.